Śląsk, Bełchatów, Lubelszczyzna...

 Górnicy chcą zewrzeć szyki. "Szykuje się armagedon"

Jerzy Dudała
 
Rząd, jak widać, zapomniał o swoich obietnicach.
A wystarczy odtworzyć niedawne wypowiedzi na temat górnictwa i energetyki węglowej prominentnych polityków Prawa i Sprawiedliwości z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Wygląda na to, że ktoś w UE przehandlował polskie górnictwo i polską energetykę konwencjonalną - podkreśla w rozmowie z portalem WNP.PL Jarosław Grzesik, przewodniczący Krajowego Sekretariatu Górnictwa i Energetyki NSZZ Solidarność.
Jarosław Grzesik wskazuje, że zgoda polskiego rządu wobec polityki klimatycznej Unii de facto oznacza zgodę na likwidację przemysłu na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim.
Grzesik zaznacza, że nie chodzi tylko o górnictwo i energetykę, ale również o branżę hutniczą czy przemysł motoryzacyjny.
W sumie to kilkaset tysięcy miejsc pracy.
Jak się pan zapatruje na politykę klimatyczną UE i zmierzanie w kierunku Zielonego Ładu?
- W przypadku Polski to zmierzanie wprost ku katastrofie. Dlatego 14 września 2020 roku wznowił działalność Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjno-Strajkowy i ogłoszono pogotowie strajkowe na terenie Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego. Ze swojej strony planuję w piątek, 18 września zwołanie w trybie pilnym Rady Krajowego Sekretariatu Górnictwa i Energetyki NSZZ Solidarność.
W jakim celu?
- Żeby poszerzyć działalność Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego oraz pogotowia strajkowego również na inne regiony - wszystkie te, w których działają kopalnie węgla brunatnego, węgla kamiennego oraz energetyka konwencjonalna bazująca na węglu kamiennym i brunatnym. Musimy działać, bo przecież szykuje się nam tu istny armagedon.
Zgoda polskiego rządu wobec polityki klimatycznej UE de facto oznacza zgodę na likwidację przemysłu na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim. Nie chodzi tylko o górnictwo i energetykę, ale również o branżę hutniczą czy przemysł motoryzacyjny. W sumie to kilkaset tysięcy miejsc pracy. Ten system przedstawiony przez Komisję Europejską, na który polski rząd się zgadza, przyniesie totalne spustoszenie.
Nie przesadza pan?
- Oczywiście, że nie przesadzam. Przyniesie spustoszenie nie tylko na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim, ale wszędzie tam, gdzie mamy elektrownie, kopalnie czy huty. Wystarczy tu wymienić między innymi Bełchatów czy Bogatynię. Jeżeli będziemy biernie stali, z założonymi rękoma, to dojdzie do klęski.
Za likwidację przemysłu ciężkiego proponuje się nam 60 mld zł na transformację. To śmieszna kwota. Naukowcy z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach wyliczyli, że zastąpienie miejsc pracy w samej tylko Polskiej Grupie Górniczej i jej otoczeniu to koszt od 190 do 240 mld zł. A to przecież tylko jedna spółka! Widać zatem, jak olbrzymie byłyby koszty w skali całego kraju.
Co zatem robić?
- Jeżeli już, to należy ustalić datę graniczną - na przykład na rok 2060. I zastanowić się wtedy, jak mamy przetransformować polską energetykę do tego czasu  - jakie działania podjąć, ile środków będzie trzeba na to przeznaczyć i jakie alternatywne miejsca pracy mają szansę realnie powstać.
Przecież to, co zaprezentowano w ostatnim projekcie Polityki energetycznej Polski do 2040 roku jest nie do zaakceptowania.
Dlaczego?
- Dlatego, że tak szybka ścieżka odchodzenia od węgla spowodowałyby spustoszenie. Obecnie w samych kopalniach węgla kamiennego pracuje ponad 80 tysięcy osób. A dochodzą pracownicy kopalń węgla brunatnego oraz energetyki i rodziny tych pracowników. A także pracownicy tysięcy firm kooperujących z kopalniami i dostarczającymi im różne produkty i usługi.
A zatem problem jest olbrzymi. I mówienie, że sprawę załatwi fabryka samochodów elektrycznych czy fabryka produkująca na rzecz fotowoltaiki - to są mrzonki. Gdyby chciano realizować ścieżkę szybkiego odchodzenia od węgla, doszłoby do zubożenia społeczeństwa polskiego na wielką skalę.
Negatywne skutki byłyby o wiele większe od tych, kiedy przed laty likwidowano kopalnie. Do dziś zresztą mamy tam getta biedy i ubóstwa. Wystarczy sobie pojeździć po Górnym Śląsku, żeby się o tym szybko przekonać.
Zobacz także: Nie mamy alternatywy dla węgla
Czy można według pana liczyć na jakieś nowe otwarcie w dialogu z rządem?
- Nie mam pojęcia, jak to będzie wyglądać... Rząd, jak widać, zapomniał o swoich obietnicach. A wystarczy odtworzyć niedawne wypowiedzi na temat górnictwa i energetyki węglowej prominentnych polityków Prawa i Sprawiedliwości z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Wygląda na to, że ktoś w UE przehandlował polskie górnictwo i polską energetykę konwencjonalną.
Mocne słowa. Na co zatem pan liczy?
- Na to, że nie ma ustaleń, których nie można zmienić, jeżeli są to ustalenia zabójcze dla polskiej gospodarki i polskiego rynku pracy. Pora zrozumieć, że takie działanie jest na szkodę polskiego społeczeństwa i staje się też bardzo groźne z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego państwa. A zatem trzeba zmienić tę fatalną politykę.