Prezes PGG ostrzega

 przed gwałtownym i szybkim zamknięciem kopalń

  Autor: JD
Transformacja górnictwa to proces długotrwały, który wymaga znacznych środków. Przeprowadzając go trzeba między innymi pamiętać o utworzeniu odpowiedniej liczby nowych miejsc pracy, które będą zastępować te w górnictwie oraz jego otoczeniu.
Taki program transformacji wymaga akceptacji społecznej.
U nas w programie transformacji proces zamykania polskich kopalń węgla kamiennego energetycznego rozłożono w czasie do końca 2049 roku.
Czas pokaże, jak odniesie się do tego Komisja Europejska.
- Odpowiednie rozłożenie transformacji sektora węglowego w czasie będzie jednym z kluczowych warunków sukcesu tego procesu - ocenia prezes Polskiej Grupy Górniczej (PGG) Tomasz Rogala.
Prezes Rogala w trakcie niedawnego spotkania z dziennikarzami wskazał, że transformacja górnictwa to proces długotrwały, wymagający znacznych nakładów finansowych, a także wymagający utworzenia odpowiedniej liczby nowych miejsc pracy, a przy tym wymagający akceptacji społecznej. Zatem wymaga on odpowiedniego czasu.
Transformacja musi być stopniowa i przemyślana
Jednym z kluczowych elementów umowy społecznej, jest mechanizm finansowania spółek sektora górnictwa węgla kamiennego. W skrócie polega on na subsydiowaniu bieżącej produkcji kopalń do czasu zakończenia ich funkcjonowania. Wsparcie ma umożliwić stopniową transformację górnictwa oraz ograniczyć negatywne skutki społeczno-gospodarcze tego procesu.
Warunkiem koniecznym dla zrealizowania zapisanego w umowie harmonogramu wygaszania kopalń są inwestycje w nowoczesne, niskoemisyjne technologie węglowe. Tylko ich wdrożenie - wskazano w umowie społecznej - może stworzyć rynek zbytu dla węgla produkowanego w polskich kopalniach w kontekście spadku zapotrzebowania na ten surowiec w tradycyjnej energetyce. Wśród inwestycji, które mają zostać zrealizowane w latach 2023-2029, znajdują się m.in.: budowa instalacji do zgazowywania węgla do metanolu i gazu SNG, niskoemisyjnych bloków energetycznych w technologii IGCC, infrastruktury do wychwytywania transportu i składowania dwutlenku węgla oraz zakładu do produkcji niskoemisyjnego paliwa węglowego, które ma być dopuszczone do użytku w gospodarstwach domowych do 2045 roku. Instalacje opisane w umowie mają zostać zbudowane w przemysłowej skali, co pozwoli na ich komercyjne wykorzystanie.
Jak ocenia prezes Tomasz Rogala, kluczowe rozmowy z Komisją Europejską prawdopodobnie odbędą się za około dwa miesiące, natomiast decyzje powinny zapaść jeszcze w tym roku, aby od 2022 roku można było wdrożyć proponowane w umowie mechanizmy - dotyczące dopłat do redukcji produkcji węgla po ich ostatecznym doprecyzowaniu w rozmowach z KE oraz dotyczące osłon socjalnych dla górników.
Prezes Rogala nie dostrzega obecnie przesłanek do skracania zaproponowanego w umowie tempa odchodzenia od węgla w perspektywie końca 2049 roku. Tempo to wynika przede wszystkim z harmonogramu pojawiania się w systemie nowych źródeł energii, wynikających z Polityki Energetycznej Polski (PEP) - chodzi o nowe źródła gazowe, odnawialne, w tym energetykę wiatrową oraz jądrowe.
Wiadomo, że zrównoważone przejście na inne źródła energii wymaga czasu. Zgodnie z PEP, najwięcej nowych źródeł ma pojawić się za ok. 10-15 lat. Wówczas na naszym rynku będzie mniej kopalń, bowiem procesy te mają być skorelowane.
Dlatego - biorąc pod uwagę realne przechodzenie na inne źródła - nie sądzę, by mogło urzeczywistnić się znaczące skracanie terminów działania kopalń - wskazał Tomasz Rogala, odpowiadając na nasze pytanie, czy nie zachodzi obawa, że pojawi się presja ze strony KE, by odchodzić od wydobycia węgla szybciej niż do 2049 roku.
Proces transformacji wymaga odpowiedniego czasu również z powodów społecznych. Na Śląsku na każde 100 tys. miejsc pracy aż 7 tys. związanych jest - bezpośrednio lub pośrednio - z węglem, a średnio w Polsce węgiel generuje 1250 miejsc pracy na 100 tys. zatrudnionych. Średnio w Unii Europejskiej - bez Polski - to ledwie 150 miejsc pracy. W Polsce znajduje się 51 proc. wszystkich powiązanych z węglem miejsc pracy w Unii.
Ogółem w Polsce z górnictwem i energetyką węglową powiązanych jest ok. 330 tys. miejsc pracy. W górnictwie węgla kamiennego pracuje ok. 80 tys. osób, natomiast kolejne 10 tys. w sektorze węgla brunatnego. Do tego dochodzi ok. 180 tys. miejsc pracy w otoczeniu. Energetyka oparta na węglu kamiennym zatrudnia ok. 15 tys. osób, z kolei elektrownie na węgiel brunatny kolejne 6 tys.
W otoczeniu elektrowni pracuje dalsze 40 tys. ludzi - wskazuje prezes Rogala.
Pamiętać o rynku pracy
W ocenie prezesa gwałtowne i szybkie zamknięcie kopalń bez stworzenia alternatywnych miejsc pracy mogłoby skutkować nawet blisko 40-procentowym bezrobociem, na przykład w powiatach rybnickim, wodzisławskim czy też bieruńsko-lędzińskim. W Rudzie Śląskiej bezrobocie mogłoby wzrosnąć do ok. 30 proc., a w powiecie mikołowskim do 15 proc. Od kopalń zależy też kondycja wielu samorządów - w budżetach niektórych gmin, jak Marklowice czy Chełm Śląski, jedna czwarta to wpływy z górnictwa, a przykładowo w Rydułtowach, Radlinie, Lędzinach czy Świerklanach jest to ok. 10 proc. budżetu.
Jak mówił Rogala, w procesie transformacji istotna będzie nie tylko ilość nowych miejsc pracy, ale również ich jakość, a co za tym idzie - wysokość wynagrodzeń. Obecnie średnie miesięczne wynagrodzenie brutto w górnictwie to ok. 9 tys. zł, wobec 5,4 tys. zł średniej w przemyśle oraz 5,7 tys. zł na przykład w sektorze motoryzacyjnym. Sprawiedliwa transformacja powinna zapewnić miejsca pracy o zbliżonym poziomie wynagrodzeń.
Zbyt gwałtowna lub całkowita eliminacja paliw konwencjonalnych jest niebezpieczna, dlatego konieczne jest zagwarantowanie rozwiązań zapewniających dostawę energii w przypadku braku możliwości wystarczającej produkcji energii z OZE.
Ograniczone do terytorium UE wysiłki proklimatyczne prawdopodobnie nie przyniosą zamierzonych efektów, ponieważ wciąż rośnie zużycie węgla na świecie. Unia ma minimalny wpływ na globalną emisję gazów cieplarnianych, za którą aż w dwóch trzecich odpowiadają kraje Azji, Chiny i USA.