Geneza wydarzeń

Po naszymu

Geneza wydarzeń z lat 1919-21 na Górnym Śląsku jest skomplikowana i żeby je w pełni zrozumieć, trzeba czasem cofnąć się aż w głębokie średniowiecze.
Ta odległa występuje w propagandowej mantrze o powrocie po 600 latach Śląska do Macierzy. Komplikacja z dziejami tego regionu wcale nie sięgają czasów Kazimierza Wielkiego, do których odwoływano się w XX wieku, ale znacznie dalej, co najmniej X wieku. Śląsk był od tego czasu nieustanną areną brutalnych wojen toczonych przez dwa kształtujące się słowiańskie państwa: polskich Piastów i czeskich Przemyślidów. Ostatecznie w tym średniowiecznym konflikcie zwyciężyła w XIV wieku Praga, a nie Kraków. I to Pragę wybrali jako lennicy królów czeskich śląscy Piastowie, w tym potomkowie wnuka Bolesława Krzywoustego, Mieczysława Laskonogiego (powszechnie znanego podręcznikowo jako Mieszko Plątonogi), protoplasty górnośląskich miłościwie nam panujących do 1653 dynastów z rodu Piastów.
Bij, zabij 
Droga kształtującej się Korony Polskiej (CoronaRegniiPoloniae) Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego tworzyła się równolegle z pojęciem ustrojowo-prawnym Korony Czeskiej (CoronaRegniiBohemiae) pod panowaniem dynastii luksemburskiej. Pewnie owo 600-letnie rozstanie Śląska z Polską związane jest z uroczystym aktem z 1348 roku Karola IV Wielkiego, króla Czech i wkrótce cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, który powoływał ów byt ustrojowy Korony św. Wacława, na którą złożyły się Czechy, Morawy, Śląsk i Łużyce. Śląsk stał się przy okazji częścią Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Dzielił losy Czech do XVIII wieku i po wojnie trzydziestoletniej, kiedy stanął po stronie protestanckiej, jak całe Królestwo został poddany habsburskim represjom, które dotknęły przede wszystkim rodzimą arystokrację i szlachtę. Mimo to na Górnym Śląsku rodzima szlachta utrzymała swoją przewagę. Ale to, że mówiono na szlacheckich dworach górnośląskich po polsku, nie oznacza, że czuła się ta szlachta Polakami. Była wierna Pradze i w karczemnych burdach na szlachtę z Królestwa Polskiego nawoływała się „bij, zabij tego skurwego syna polskiego”. Pomimo średniowiecznej kolonizacji niemieckiej, skądinąd o wiele słabszej niż na Dolnym Śląsku, polskie pozostały nie tylko wieś górnośląska, ale też miasta i miasteczka tego regionu. Słabo znano w tych środowiskach język niemiecki, a w kancelariach używano urzędowego wówczas języka czeskiego.
Izby zupełnie małe 
Radykalny przełom nastąpił dopiero w wyniku przegranych przez Habsburgów w starciu z agresywną monarchią pruską Fryderyka II Wielkiego wojen śląskich (1740-42, 1744-45, 1756-63). Większa część Górnego Śląska (poza Księstwem Cieszyńskim i fragmentami księstw opawskiego, karniowskiego i raciborskiego) została wtłoczona etapami do absolutystycznej, dążącej do unitaryzmu ustrojowego państwa pruskiego. Górny Śląsk na tym skorzystał, bo stał się dzięki aktywności państwa pruskiego od przełomu XVIII/XIX wieku obszarem intensywnej industrializacji. A potem wymuszonych wielką klęską Prus 1806 roku – reform ustrojowych, w tym co najważniejsze wielkiej reformy włościańskiej roku 1811, która nadała chłopom górnośląskim osobowość prawną.
Górny Śląsk, mimo postępującej industrializacji, był jednak w połowie XIX wieku regionem tradycyjnie zacofanym cywilizacyjnie w stosunku do pruskiego Dolnego Śląska czy Czech, nie mówiąc już o regionach zachodniej Europy. W latach 1846-48 doświadczył straszliwej fali głodu, wywołanej zarazą ziemniaczaną (kartofel od końca XVIII wieku był podstawą wyżywienia Górnoślązaków), która wywołała epidemię tyfusu głodowego (plamistego). W rejencji opolskiej zmarło ponad 50 tys. ludzi (5 proc. ogółu ludności), najwięcej w powiatach rybnickim i pszczyńskim. Przysłany przez władze berlińskie młody lekarz Rudolf Virchow, później światowej sławy uczony, tak opisywał Górny Śląsk: „Domy są przeważnie zbudowane z belek, (...) izby zupełnie małe, bydło przy ludziach, okna małe i nie nadające się otwierać, większą część izby zajmują piec i łoża. I ludzie – straszliwie wynędzniałe postacie, chodzące boso po śniegu, nogi przeważnie opuchnięte, twarz blada, posępny wzrok”. To ostatni taki opis z Górnego Śląska.
W owym okresie sytuacja narodowościowa była już zupełnie inna. Polska pozostała już tylko wieś i robotnicze przedmieścia rozwijających się szybko industrialnych miast. Społeczność ta przeszła w II połowie XIX wieku typową drogę dla narodów „małych”, czy niehistorycznych do samookreślenia swojej tożsamości. Ułatwić jej to miał kanclerz Prus, a potem zjednoczonych Niemiec Otto von Bismarck. To już historia bliższa. Zapoczątkowane na przełomie XVIII i XIX wieku tendencje rozwojowe nie uległy w drugiej połowie XIX wieku i na początku XX wieku większym zmianom. Nastąpiła tylko ich intensyfikacja, która przekształciła Górny Śląsk w jeden z największych regionów przemysłowej Europy. To wówczas ziemia ta stała się w pełni obszarem industrialnym. Było to wynikiem tak zmian politycznych, jak i ogólnego postępu technicznego przełomu XIX i XX wieku. Ten pierwszy był pochodną procesu zjednoczenia Niemiec na przełomie lat 60. i 70. XIX wieku. Rozwój przemysłu powodował na Górnym Śląsku szybki wzrost ludności przez cały wiek XIX, będący wynikiem tak wzrastającego wewnętrznego przyrostu naturalnego, jak i ruchów migracyjnych. W latach 1816- -49 ludność rejencji opolskiej zwiększyła się z 524 tysięcy do 965 tysięcy. W 1910 liczba ludności w rejencji opolskiej przekroczyła 2,2 miliona osób – gęstość zaludnienia wyniosła 167 osób na 1 km2. Wzrost ten był stymulowany głównie przez wzrost ludności w okręgu przemysłowym – w latach 1873––1910 na obszarze Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego liczba ludności wzrosła o 255 proc. z 234 tysięcy do 833 tysięcy osób. W przededniu I wojny światowej już tylko 41 proc. było mieszkańcami wsi, 25,4 proc. to mieszkańcy miast (spektakularnie, największy przyrost liczby mieszkańców odnotowała Królewska Huta, Königshütte, która w latach 1861–1910 wzrosła osiemnastokrotnie pod względem mieszkańców – z 4 tys. do 73 tys.), a 33,4 proc. osad przemysłowych (w tym największa „wieś” w Europie – Zabrze, licząca w przededniu I wojny światowej 63 tys. mieszkańców). Według spisu powszechnego z 1910 roku 57 proc. mieszkańców pruskiego Górnego Śląska deklarowało język polski jako tzw. domowy.
Na swoim 
W drugiej połowie XIX wieku dają się zauważyć znaczące zmiany cywilizacyjne. Były skutkiem gwałtownego uprzemysłowienia, ekonomizacji rolnictwa w wyniku uwłaszczenia i oświaty rolniczej oraz ogólnego postępu technicznego z jednej strony, a z drugiej funkcjonowania w ramach dynamicznie rozwijających się gospodarczo zjednoczonych Niemiec. Stał się Górny Śląsk beneficjentem francuskiej kontrybucji z 1871 roku wpompowanej w infrastrukturę, bismarckowskiego ustawodawstwa socjalnego (już w latach 80. XIX wieku zbudowano zręby „państwa opiekuńczego”) i co bardzo ważne, wyjątkowej na ziemiach polskich polityki oświatowej, która zapoczątkowana w XVIII-wiecznych Prusach, zlikwidowała przez powszechne szkolnictwo ludowe analfabetyzm. Swoją rolę odegrały też wzorce kulturowe pruskiego „ordnungu”, mające swoje korzenie w protestanckim etosie doczesnej drogi życiowej, takie jak wartości wynikające z pracy, oszczędności i gospodarności oraz poszanowanie prawa. Era wilhelmińska (1871–1918) była tak pomyślną w wymiarze gospodarczo-cywilizacyjnym, że nazwano ją „grunderską” (od Gründzeit).
Kształtuje się na przełomie XIX i XX wieku nowy typ mentalny Górnoślązaka, jak na ówczesne standardy środkowoeuropejskie zasobnego materialnie i nieźle wykształconego, co szybko przekłada się na jego aktywność społeczną (masowe uczestnictwo w niezliczonych organizacjach) i polityczną. Nie obywa to się bez ciężkich kosztów społecznych, które objawiają się demoralizacją socjalną sporych grup, zwłaszcza w kręgu robotników w „pierwszym pokoleniu”, o chłopskim rodowodzie. To dopiero w tym okresie rodzi się powoli wśród części plebejskich, polskojęzycznych mieszkańców Górnego Śląska, refleksja „a czymu my som gorsi?”. Ukończyli 8 klas Volkschule, znają niemiecki i koślawą literacką polszczyznę z lekcji religii, na co dzień rozmawiając po „naszymu”. Wszyscy!!! umieją czytać – to kupują gazety, wstępują do chórów kościelnych, towarzystw oświatowych, młodzieżowej organizacji św. Alojzego. Tę drogę przeszedł też Wojciech Korfanty i jego górnośląscy koledzy z grona przywódców polskiego ruchu narodowego z przełomu XIX i XX wieku. Wychowani w potulnych społecznie i politycznie rodzinach, tradycyjnie katolickich, gdzie „sztajger, matko bosko i kajzer” są św. Trójcą. Trafili do pruskiego gimnazjum, gdzie dostawali dosłownie w pysk za to, że rozmawiali na przerwach lekcyjnych po polsku, gwarowo zapewne. Zapamiętują to do końca życia jako traumatyczne przeżycie, że jest się innym, czyli gorszym. To budzi bunt i chęć odwetu. W ten sposób powoli rodzi się inteligencka grupa przywódcza, wychowana głównie na Uniwersytecie Fryderyka Wilhelma we Wrocławiu. Polscy Górnoślązacy przed 1914 rokiem są dobrze wyedukowani, wreszcie na „swoim” ekonomicznie, wierni Kościołowi rzymskiemu, poznają smak obywatelstwa i opieki socjalnej państwa. Są też dumni, że ich synowie zaczynają się kształcić, robią kariery, nie tracąc swojej tożsamości, jak było to regułą wcześniej. Ale ciągle czują się obywatelami drugiej kategorii. Chociaż nikt nie myśli jeszcze o irredencie.
A to my som 
Dochodzimy do historii bezpośredniej. „Złote lata” – Bellée Epoce ery industrialnej, tak wybitnie korzystne cywilizacyjne dla mieszkańców Górnego Śląska, załamały się w Sarajewie 24 czerwca 1914 roku. Czas Wielkiej Wojny początkowo sprzyjał gospodarce Górnego Śląska jako wielkiego kompleksu przemysłu ciężkiego. W miarę przedłużania się konfliktu zbrojnego dały jednak o sobie znać negatywne skutki ekonomiczne z powodu inflacyjnej polityki finansowania kosztów wojennych. Blokada Państw Centralnych przez Aliantów wymusiła na źle przygotowanych do tego zadania władzach zastosowanie od 1915 roku reglamentacji najpierw żywności, a potem wszystkich innych dóbr konsumpcyjnych. W tym celu wprowadzone zostały przymusowe dostawy produktów rolnych. Pojawiło się zjawisko produktów zastępczych (erzace) oraz, co było niewyobrażalne w rygorystycznym państwie prusko-niemieckim, „czarny” rynek. Dostawy żywności były coraz mniejsze i już na przełomie lat 1916/1917 system reglamentacyjny zaczął się załamywać. Jego pełna dezorganizacja widoczna była w czasie „głodnej zimy” 1917/1918 roku. W wyniku niedożywienia pojawiła się plaga chorób zakaźnych, głównie tyfusu, a w 1918 roku swoje przerażające żniwo również na Górnym Śląsku zebrała epidemia grypy, tzw. hiszpanki, na którą umierały tysiące ludzi.
Tysiące Górnoślązaków powołanych zostało do wojska, dziesiątki tysięcy zostało zabitych i okaleczonych. Pułki górnośląskie zwane chwalebnie w pruskiej armii „lyj mu” wykazywały się, tak jak w poprzednich wojnach, świetną dzielnością, ponosząc krwawą daninę. W 1918 roku górnośląscy kombatanci wracali powoli do domu. W okopach I wojny światowej został załamany wśród nich „niemiecki mit”, obalone zostało powszechne przekonanie o sprawności i potędze tego państwa. Wracali nieliczni, skrwawieni śmiercią kolegów z rozstrzelanych kompani. Już się przestali bać. W domu zastawali głód, śmierć matek, sióstr i żon zmarłych na hiszpankę. I brak pracy, która by mogła utrzymać ich ocalałe rodziny. Tak jak inni kombatanci w Europie, szukali nowej drogi dla siebie i Górnego Śląska. Dało to efekt w poszukiwaniu innych mitów: rewolucyjnego i propolskiego. I ten radykalnie socjalny przeważał na początku. I powstanie śląskie było tak naprawdę buntem socjalnym, w który włączyli się propolscy konspiratorzy. Buntem kombatantów: chłopców z Górnego Śląska, którzy w uniformach cesarskiej armii przeżyli piekło, doświadczyli przy tym upokorzeń inności Górnoślązaka, wrócili rozczarowani do domu, gdzie po raz pierwszy chyba mogli stanowczo powiedzieć „a to my som”.
 
Piotr Greiner jest dyrektorem Archiwum Państwowego w Katowicach