Historia górnictwa rud

Cz. I
Olkusza - stolica średniowiecznego górnictwa
Olkusz zaliczany jest przez historyków do najstarszych w Małopolsce tak zwanych otwartych osad typu miejskiego. Początek miastu dała osada górnicza, w obrębie której wydobywano płytko zalegające rudy srebra. 
Prawa miejskie zostały nadane Olkuszowi w XIII wieku. Dzieje miasta od początku związane były z górnictwem rud srebra i ołowiu. Z tego powodu Olkusz zyskał miano „srebrnego miasta”, a w naukowych publikacjach nazwany był kolebką polskiego górnictwa.
W średniowiecznej Polsce przez miasto przebiegał najważniejszy krajowy trakt handlowy, wiodący z Krakowa do Wrocławia. Największy rozkwit miasta przypadł na wiek XV i był dla Olkusza tzw. „złotym wiekiem”. Jednostronna gospodarka miasta nastawiona jedynie na obsługę górnictwa, była powodem znacznych perturbacji w dziejach Olkusza. Gdy w pierwszej połowie XVI w wstrzymano wydobycie kruszców, miasto wówczas wyludniło się -  domy opustoszały. W drugiej połowie XVI w po ponownym podjęciu prac górniczych, miasto ożyło. Powstało wtedy wiele sztolni, które odwadniały głębsze pokłady kruszców. Łączna długość sztolni wynosiła około 32 km, a koszt wybudowania 1 km wyrobiska równy był wartości 15 kamienic stojących w rynku.
Na początku XVII wieku w pobliżu kopalń wybudowano wiele hut w których przetapiano rudy srebra i ołowiu. Górnictwo pobudzało wszystkie związane z nim dziedziny gospodarki. Należy tutaj wspomnieć o mennicy, która działała w mieście za panowania Stefana Batorego i Zygmunta III Wazy. Olkusz jako największy ośrodek górnictwa kruszcowego odgrywał ważną rolę w życiu gospodarczym oraz intelektualnym ówczesnej Polski, a olkuskie srebro było jednym z głównych źródeł zasilania królewskiego skarbca. Z początkiem XVII wieku Olkusz zaliczono do największych miast w rejonie Krakowa, o dobrze rozwiniętym przedmieściu wyrosłym poza miejskimi murami. Olkuskie górnictwo wymagało coraz to większych nakładów finansowych, które jednak przekraczały możliwości finansowe miejscowych gwarków. Miasto upadało. W wiekach XVIII i XIX próbowano jeszcze wskrzesić olkuskie kopalnie, ale bezskutecznie. Miasto spadło do rangi miasteczka prowincjalnego.     
 
Średniowieczne  górnictwo olkuskie 
Średniowieczny górnik olkuski by człowiekiem wolnym. Pojęcie „wolności górniczej” utwierdzające wyjątkowy status społeczny górników, rodziło się stopniowo. Górnicy sami kopali małe, głębokie na kilka metrów szyby. Kopalnie stanowiły zespół drobnych, zwykle nie połączonych ze sobą szybów, „zakładów przeróbczych” czyli płuczek oraz pieców hutniczych. Z czasem zaczęto budować sztolnie którymi odprowadzano wodę.  
Pojawiali się pierwsi gwarkowie - drobni przedsiębiorcy, właściciele szybów i kopalń. Zaczęli łączyć się w spółki zwane gwarectwami. Obok gwarków pracujących osobiście lub z pomocnikami, pojawiali się również gwarkowie którzy uczestniczyli tylko w kosztach  eksploatacji, a pracowali najemni górnicy. Następnie powstawały gwarectwa sztolniowe, czyli przedsiębiorstwa w których nastąpił już całkowity i konsekwentny rozdział finansowania produkcji od wykonywanej górniczej pracy. Były to pierwsze towarzystwa akcyjne, których problemy niewiele odbiegały swym skomplikowaniem od problemów współczesnego górnictwa. Żaden z gwarków sztolniowych, nawet najuboższy nie pracował w kopalniach tego gwarectwa osobiście, tylko opłacał zatrudnionych przez niego górników.
Górnictwo stworzyło odmienne od innych gałęzi produkcji warunki pracy. Stosowanie wysoko rozwiniętej techniki i organizacji pracy, skupienie w jednym miejscu wielu osób związanych z wykonywaniem tego samego rodzaju pracy, pozostających w uprzywilejowanej pozycji społecznej i ekonomicznej, stworzyło przesłanki do rodzenia się poczucia odrębności pracy, świadomość przynależności do określonej grupy zawodowej. Przesłanki te sprzyjały  powstaniu zawodu górnika.
W 1446 roku przy olkuskim klasztorze Augustianów powstało „Bractwo Kopackie”, czyli górnicze. Używając współczesnej terminologii można stwierdzić, że była to pierwsza organizacja robotnicza w Polsce. Bractwo zrzeszało fachowców górniczych, zatwierdzone zostało przez biskupa krakowskiego Zbigniewa Oleśnickiego. Organizacja ta miała charakter głównie religijny, ale świadczyła o odrębności tej grupy zawodowej.  
Górnik zawsze narażony był na niebezpieczeństwo. 
W 1609 roku w wyniku zawału stropu, odciętych od świata zostało pięciu górników, znanych z imienia i nazwiska. Byli to: Jakób (tak zapisywano wówczas to imię) Gola, Walenty Łomigonk, Jakób Piwowarek, Szymon i Jan bracia Budzinkowie. Posiadanie w tym czasie nazwisk przez ludzi pracujących pod ziemią, było zjawiskiem niecodziennym. Ocaleni z katastrofy górnicy, wraz z rodzinami, złożyli gorące podziękowania Matce Boskiej na Jasnej Górze. Nie pozwolono by im iść na pielgrzymkę, gdyby byli chłopami pańszczyźnianymi, a nie wolnymi ludźmi. Pamięć o tych wydarzeniach w Olkuszu przetrwała przez kolejne dziesiątki lat. Była na tyle mocna, że po niemal stu latach nadworny malarz króla Jana III Sobieskiego, Karol Dankwart postanowił upamiętnić to wydarzenie i namalował w klasztorze w Częstochowie fresk przedstawiający górników i Matkę Boską, zatytułowany „Skarby Głęboko Zakopane”. O tym, że takie malowidło powstało, Franciszek Rozmus (od dzieciństwa interesujący się historią Olkusza badacz jego dziejów, a działając w lokalnym PTTK, odkrywca zbytków, które mogły do miasta przyciągnąć turystów) dowiedział się od księdza Mieczysława Miarki, który odnalazł tę informację w pochodzącej z 1930 roku książce „Cuda i łaski za przyczyną Matki Boskiej Częstochowskiej”. Pewności, że fresk przedstawia olkuskich górników nabrał, po skontaktowaniu się z biblioteką na Jasnej Górze, gdzie pokazano mu książkę, w której zostały opisane wszystkie artystyczne dzieła w częstochowskim sanktuarium. Wśród nich był interesujący go fresk, który po intensywnych poszukiwaniach osobiście sfotografował. Na zdjęciu znajdują się oprócz jednej przysypanej postaci, sylwetki kilku innych górników a także przewrócone kaganki i kosz z wysypującym się urobkiem. Nad tą przedstawiającą katastrofę górniczą sceną, unosi się Matka Boska.
       Tradycje górnictwa olkusko – bolesławskiego rejonu kruszconośnego sięgają XIII wieku. Przez siedem wieków istnienia, górnictwo to wniosło ogromny, niepodważalny wkład w gospodarczy i społeczny rozwój ziem polskich, rozwijając się szczególnie intensywnie w okresie Średniowiecza, w XIX oraz w drugiej połowie XX wieku. 
Początkowo srebro i ołów a następnie cynk eksploatowano z płytko zalegających utlenionych odmian rudy. Cynk i ołów z głębiej występujących rud siarczkowych, były przedmiotem zainteresowania górnictwa i hutnictwa rejonu, stanowiąc źródło utrzymania miejscowej ludności oraz siłą napędową rozwoju społeczności lokalnej miasta Olkusza i jego najbliższych okolic. 
 
 Jak dawniej, w górnictwie i hutnictwie, bywało
  
Zakłady Górniczo – Hutnicze „Bolesław” S.A. w Bukownie, są spadkobiercą tradycji  pierwszych kopalń rud ołowiu i srebra, które na ziemi olkusko - bolesławskiej istniały już wg pierwszego źródła pisanego od XI wieku, a zatrudnieni w nich kopacze i wytapiacze, górnicy i hutnicy, poprzez stulecia tworzyli, chronili i przekazywali z pokolenia na pokolenie właściwe temu zawodowi wartości trwałe, niezmienne i nieprzemijające, stanowiące o sile górniczego i hutniczego stanu. Tak jak wszędzie tam, gdzie zamieszkiwały ludy parające się górnictwem  i przetwórstwem kopalin, tak i w górnictwie kruszcowym regionu olkusko - bolesławskiego wypracowano specyficzne formy i normy zachowania, myślenia i wypowiadania się, stwarzając własną obyczajowość górniczą, która przekazywana z pokolenia na pokolenie, utrwalana i wzbogacana poprzez wieki  stawała się tradycją. Sprzyjał  temu fakt, że działalność górnicza i hutnicza stanowiła zawsze podstawę dobrobytu społeczeństwa, decydowała o możliwościach jego rozwoju. Zawsze więc rządzący byli zainteresowani utrzymaniem wśród górniczego stanu porządku społecznego oraz stali na straży poszanowania jego praw i norm społecznych. Szacunek wzbudzała trudna praca górników, ich wiedza i świadomość zawodowa, wysoko rozwinięta więź międzyludzka, solidarność, religijność, duma i honor. 
Górnictwo na ziemi olkusko - bolesławskiej trwa nieprzerwanie do lat trzydziestych XX wieku, czasu wielkiego kryzysu gospodarczego, by odnowić się po II wojnie światowej w roku 1945. Przeżywało swoje wzloty i upadki. Zainteresowanych jego historią odsyłamy do licznych opracowań naukowych Danuty Molendowej lub pierwszego wydawnictwa o przedsiębiorstwie pt. „Zakłady Górniczo – Hutnicze „Bolesław” w Bukownie – Dzieje – Wydarzenia – Ludzie”, gdzie w zarysie ukazano jego dziedzictwo historyczne i dzień dzisiejszy. 
Natomiast w wydawnictwie „Górników Polskich Świetny Stan czyli tradycje zawodowe w Zakładach Górniczo – Hutniczych „Bolesław” S.A. w Bukownie” autorzy: Elżbieta Świć, Józef Niewdana i Józef Fudali, przedstawili trwałe związki przedsiębiorstwa z tradycją górnictwa i hutnictwa regionu olkusko – bolesławskiego, a przede wszystkim utrwalili bogaty materiał ikonograficzny, z  domowych albumów, szuflad i zakładowego archiwum, który jest świadectwem wierności naszego pokolenia pięknej górniczej i hutniczej tradycji, jej trwałości i piękna.
Od początków dziejów górnictwa i hutnictwa rud na ziemi olkusko- bolesławskiej do XIX wieku dobywanie, przetapianie rud oraz obróbka metali kolorowych były procesem technologicznie nierozdzielnym. Kopalnie były miejscem, gdzie, tak jak dziś w Zakładach Górniczo- Hutniczych „Bolesław” S.A. kopano rudę, uzdatniano ją, przetapiano w piecach hutniczych, by otrzymać czysty metal , wówczas ołów i srebro. Stąd nierozłączność zawodu górnika i hutnika, tożsamość ich obyczajów, wierzeń, świąt. Pracowano i bawiono się wspólnie, tak samo wierzono w złe i dobre duchy. Dlatego kopacze i kuźnicy mieli przez wiele wieków  jednego orędownika i patrona – świętą Barbarę. W dniu św. Barbary podsumowywano zarówno pracę w kopalni, jak i w hucie. Te dwa zawody splatały się ze sobą, wczorajszy górnik bywał w razie potrzeby kuźnikiem, kuźnik umiał wykonywać pracę  kopacza. Egzystowali obok siebie w rodzinach, społecznościach osiedlowych, miastach górniczych. Dopiero od XIX wieku, kiedy procesy hutnicze stały się nowocześniejsze, prowadzone na większą skalę, nastąpiło całkowite wyodrębnienie zawodu hutnika. Wtedy też hutnicy przyjęli św. Floriana za swojego patrona, chociaż długo jeszcze, prawie do dziś, ukształtowana latami tradycja tych dwóch zawodów, szczególnie w ośrodkach górniczo – hutniczych była wspólna lub bardzo podobna.
 
      Obyczaje i zachowania  związane z pracą
W Polsce, podobnie zresztą jak w całej Europie, zawód górnika, bardzo niebezpieczny, tajemniczy, wykonywany w warunkach tak niecodziennych, ukształtował swoją obyczajowość. Była ona ściśle związana z wykonywaną pracą, wynikała z niej i jej służyła. Warunki pracy górnika determinowały określone postawy i wzory zachowania. Najważniejszy wpływ na kształtowanie się poczucia odrębności zawodowej górniczego stanu miała w jego dziejach wolność osobista (przyznawana czasami tylko na określony czas), która wyróżniała gwarków spośród nieuprzywilejowanych i podnosiła ich (przynajmniej w mniemaniu własnym) do rangi stanu rycersko – ziemiańskiego. Wolność osobista umożliwiała swobodne przemieszczanie się po kraju w poszukiwaniu kruszcu. Zezwalała na bezpłatne korzystanie z lasów, rzek i pastwisk na odległość strzału z łuku od kopalni, zwalniała z ceł i opłat, dawała prawo kopania rowów i sztolni poszukiwawczych lub odwadniających oraz wznoszenia budynków  kopalnianych, mieszkalnych i gospodarczych. Wszystko to wyróżniało gwarków spośród ogółu społeczności i było powodem dumy, pewności siebie i solidarności zawodowej. Jedna ze starych pieśni górniczych z Zagłębia Dąbrowskiego tak to określa:
„Górnik ci ja górnik
Połowa szlachcica
Nie chodzę po ziemi
Jeno po tarcicach”.
W górnictwie kruszcowym okresu przedrozbiorowego gwarkowie zajmowali zawsze uprzywilejowaną pozycję w obrębie społeczeństwa feudalnego. 
W „Protokole z rewizji gór olkuskich”, przeprowadzonej przez Komisarzy Królewskich w dniu 22 grudnia 1564 roku  czytamy:
”Rzemiosło gorne nie jednego, ni dwóch, ni trzech lat studium potrzebuje, do śmierci się go nie wyuczy – łatwi orać niż góry kopać /…/
/…/ Kopanie gór jest rzecz takowa, iż na niektórych miejscach w całym a nowym polu, to jest gdzie przedtem nie robiono, ukopa kto szyb, trafi kruszec wierzchni, kopa je sucho, ale iż Jegomość Kruszec rad w mokrzy siada pospolicie, do wody w głąb ucieka /…/
 /…/Gdy już tej prawej głębokości dojdzie, kruszca gniazdo trafi, kopa to tam ubogi górnik, który żadnego zagonu albo barzo krótki ma, sobie przestrzeństwo pod ziemia czyni. Czym dalej czyni, kruszec kopa, tym mu więcej wody przybywa /…/
/…/ Górnicy są tedy podobni ludziom rycerskim, którzy mężnie a śmiele z wielką ochotą dobywaja i przyczyniają Rzeczpospolitej czego pierwy nie miała /…/
/…/ Ci, którzy temu rzemiosłu przywykli …, chocia się raz kilka nie zdarzy, chocia w tym rzemiośle kilkakroć po szyje spadł, przecie wraca mu się ona chuć jako stara miłość – ciągnie tedy do szturmu na te wodę. A iż się niejednemu nie tylko w usta, ale i w uszy dosyć nalało, gdyż po tę kilka lat wodę goniąc …, jednak to ona dobra myśl i cnota a nadzieja mocna górnicza  sprawuje, że tych dróg szukają, aby ty wody, których wyczerpać nie mogą stolami, /w końcu pompami/ odwiedli /…/
Dowód swojej rycerskości i patriotyzmu dawali gwarkowie niejednokrotnie stając w obronie ojczyzny. Brali udział w zrywie powstańczym 1863 roku, kiedy na wieść  o rozpoczęciu działań zbrojnych młodzi górnicy z Olkusza i Zagłębia Dąbrowskiego porzucali pracę i uciekali masowo do leśnych oddziałów powstańczych. Czasem bywało i tak, że siłą zmuszani do działań po stronie wroga, ginęli marnie, jak owych trzydziestu olkuskich kopaczy, którym w listopadzie 1655 roku  kazano wykonać podkop minerski pod mury atakowanej przez wojska szwedzkie Karola X Gustawa Jasnej Góry. Biegli w kopaniu sztolni, a podkop minerski taką przypominał, twardą wapienną skałę kuli żelaznymi drągami i kilofami. Opisując obronę Jasnej Góry Henryk Sienkiewicz w „Potopie „ pisał: „…górnicy z Olkusza łupali wprawdzie skałę, lecz robota szła tępo. A pracowali niechętnie. Wielu wolało ginąć niż przyczynić się do zguby świętego miejsca” . I tak się też stało. Zginęli prawie wszyscy, z rąk rodaków, obrońców klasztoru, którzy przygotowali na nich zasadzkę. Wyszli tajnym przejściem poza mury obronne i obok fosy zaatakowali górników. Udało się uciec tylko dwom, reszta poniosła śmierć. Na szczęście takich epizodów nie było wiele. Powszechna opinia o wyjątkowości zawodu górnika oraz porównywanie go do stanu rycerskiego miały prawo zrodzić silne poczucie dumy zawodowej, podkreślanie własnej odmienności i szczególnej pozycji w społeczeństwie. Pozycja ta zobowiązywała. Wymagała wysokiego poczucia odpowiedzialności, zachowania godności, poszanowania współtowarzyszy pracy, bezwzględnego posłuszeństwa wobec starszych i przełożonych. Sprawiała, że jednymi z najbardziej szanowanych cech górnika, przekazywanych z pokolenia w pokolenie były dyscyplina, odwaga i honor. W opowiadaniu „Dawne czasy” Jana Waśniewskiego, które jest historią Franka Lubaszki i Ignacego Cupiała z Bolesławia, dwóch  rywali do ręki Małgosi Probierzówny i dostarcza wielu cennych wiadomości o pracy w bolesławskiej kopalni pirytu, mamy także opis pożaru w jednym z przodków. Kiedy okazuje się, że z płonącego przodka trzeba ratować odciętych ogniem górników Franek, mimo wcześniejszych animozji, ratuje Ignacego. Z wdzięczności Ignacy ustępuje mu w staraniach o Małgosię, na co Lubaszka odpowiada: „Jo cie nie dlatego ratował, żebyś mi Małgosie dawał, ino dlo honoru górnickiego! Rozumisz!” Duma ta przetrwała do współczesności.
Według  dawnych źródeł  dyscypliny wręcz wojskowej wymagał charakter tej niebezpiecznej pracy, a także panujące prawo. Pod zaborem rosyjskim, czyli na terenach bolesławsko – olkuskich, górnik był tzw. górnikiem przysięgłym. Podejmując pracę w kopalni przysięgał, że będzie w niej pracował 25 lat, za co był zwalniany ze służby wojskowej. Karność w kopalniach panowała zatem wojskowa i gdy się który górnik nie stawił do pracy, to go „na szychtę batem gnali”- pisze J. Waśniewski.  Przewinienia czy odmowa pracy były karane długo karami cielesnymi, później karą grzywny lub wydalenia z zawodu. Górnik miał obowiązek niesienia pomocy innym. Bardzo wcześnie wykształciły się wśród  górniczego stanu różne formy tej wzajemnej pomocy i opieki, zorganizowane później w tzw. kasy czy puszki brackie, które stały się wzorem dla późniejszych kas zapomogowych i instytucji ubezpieczeniowych. Obowiązek pomocy miał szczególne znaczenie w przypadku zagrożenia życia w kopalni. Ponadto wymagano od górnika uczciwości i dotrzymywania zobowiązań. W roku 1658 gwarkowie zatrudnieni przy odwadnianiu kopalń w sztolniach Pileckiej i Ponikowskiej upominają się u ich właścicieli o zamkosty ( wypłaty tygodniowe) argumentując „bo być gwarkiem a nie płacić, na swoich ludzi zaciągacie wielkie niebłogosławieństwo Boże”. Kuźnicy wg Walentego Roździeńskiego  mieli również status ludzi wolnych. Opisując ciężką pracę hutników Roździeński pisze:
 
                                       „ Wszakoż zawżdy w wolności swojej, jaką mamy
                                          Z przodków swoich, acz w nędzy, wszyscy się kochamy.
                                          Nią się tylko cieszymy, która naszej nędze
                                          Jest naświętsza nagroda, nie skarb, nie pieniądze!”
                                                                                                             
Tego przywileju broniło niepisane prawo, nazywane „ortylem” lub „żelaznym werdyktem” Ortyl stał na straży wolności i chronił kuźników przed samowolą pańską. Eugeniusz Gołębiowski, autor powieści pt. „Dożywocie pana Woyszy”, której akcja toczy się w połowie XVII wieku w Borach opodal Bolesławia, opisuje, jak hutnicy  na „radzie rudniczej” postanowili wydać werdykt żelazny na złego pana zgodnie z ortylem. O samym ortylu pisze: „Niewielu o nim wiedziało, a wielu dopatrywało się w nim ingerencji czartowskich”.
Silnie ukształtowaną tradycją było dziedziczenie zawodu z ojca na syna. Ta tradycja dotrwała w rejonie bolesławsko – olkuskim do lat siedemdziesiątych XX wieku, kiedy to ojcowie większości uczniów ówczesnego Zespołu Szkół Górniczych w Bukownie  byli pracownikami kopalń rud cynku i ołowiu. Nic dziwnego, skoro życie rodzin górniczych zawsze było zdominowane pracą w kopalni. Nie tylko przez długie wieki ojców, ale później i matek w płuczkach czy przeróbkach mechanicznych rud. Dzieci od najmłodszych lat miały obowiązki związane z zawodem ojca. Czyściły ojcowską lampę górniczą, uzupełniały olej, później przynosiły karbid, czyściły buty i polerowały łatę (czyli skórę) górniczą. Ojcu winne były absolutny szacunek i posłuszeństwo. Cała rodzina miała świadomość, że praca w każdej kopalni, a szczególnie w kopalni pirytów na przełomie XIX i XX w. była bardzo ciężka. „Kto na pirytach nie robił, tyn nie wi, co to prawdziwy żywot górnicy”  – stwierdza jeden z bohaterów cytowanych opowiadań Jana Waśniewskiego. Porównując tę pracę z kopaniem węgla dodaje: „Wszystko to śmiech naprociw  pirytów. Tam dopiro człowiekowi dopoli. Goronc taki som, ale smród od siarki za gordziel łapie, w skroniach łomoce jak młotkiem. …W gębie sucho – a w piersiach boli…”
Górnik, a to też była długa tradycja, mógł sobie codziennie wywieźć z kopalni tzw. „pieska” czyli kawałek starej drewnianej obudowy, którą potem palił w domowym piecu. W czasach, kiedy chodnikiem od ZGH „Bolesław” do centrum Bukowna po godzinie 14-tej płynęła ludzka rzeka, często można było zobaczyć górników niosących „pieska” za wbity weń metalowy drut. Wraz z wprowadzaniem obudowy metalowej zwyczaj zaginął. Znakiem przemijającego czasu jest także zaniechanie emitowania dźwięku syreny (czy tzw. buczka) na zakończenie każdej zmiany.
I tak odchodzą w zapomnienie niektóre świeckie obyczaje górnicze a na ich miejsce rodzą się nowe, dawniej nieznane. I te nowe, podchwytywane i powtarzane w naszych kopalniach wpisywały się w ciąg górniczych tradycji. W wydawnictwie monograficznym pt „Zakłady Górniczo – Hutnicze „Bolesław” – Dzieje – Wydarzenia – Ludzie” Janusz Jasiński, długoletni kierownik robót górniczych kopalni „Pomorzany” opowiadał o zwyczaju żegnania górnika odchodzącego na emeryturę. Zwyczaj to nowy, ale już bardzo w kopalni zakorzeniony. Kiedy „stary” górnik po raz ostatni zjeżdża do kopalni, koledzy urządzają mu „rytuał obdarcia”. Przyłapany pod szybem na zakończenie dniówki jest brutalnie rozbierany z odzieży i bywa tak, że na powierzchnię wyjeżdża w samej bieliźnie. To jakby symboliczny znak, że robocze ubranie górnicze nie będzie mu już potrzebne. Innym rodzajem pożegnania z pracą w kopalni jest zwyczaj, że w ostatnim dniu w kopalni przyszły emeryt nie ma przydzielonej żadnej pracy, a chodzi po oddziale ze sztygarem i dostępuje zaszczytu noszenia jego kilofka.
Wszystko to sprzyja integracji załogi,  tworzy więź zawodową i daje poczucie ciągłości wartości dziedziczonych od pokoleń.
 

Józef Fudali

Przewodniczący Głównej Komisji ds. Tradycji Górniczych ZG SITG    

Skłonność do spotkań i biesiadowania jest wśród górników i hutników i to nie tylko z powodu świąt zawodowych, ale również z okazji jubileuszy najważniejszych działów produkcyjnych. Towarzyszą im konferencje naukowe poświęcone problemom działu-jubilata, często o charakterze ogólnopolskim, starannie przygotowane od strony merytorycznej. Odbywają się spotkania towarzyskie pracowników i emerytów. Trudno nie wspomnieć o „Karczmach piwnych”, „Combrach babskich” czy hutniczych karczmach „Pod kadzią”.