65 lat temu

autor: MD

 65 lat temu w kopalni Makoszowy doszło do tragedii, zginęło 72 górników
 
W poniedziałek, 28 sierpnia, mija 65 lat od dramatu, który rozegrał się w zabrskiej kopalni Makoszowy. W wyniku pożaru zginęło tam 72 górników. 28 sierpnia 1958 r. po raz ostatni zjechali na poziom 300. Ich nazwiska są na pomniku, który znajduje się pobliżu nieczynnej już kopalni, która od tego roku pełni rolę pompowni stacjonarnej w strukturach Spółki Restrukturyzacji Kopalń. To przy nim odbyły się uroczystości, w czasie których oddano hołd poległym górnikom.
W uroczystościach uczestniczyli m.in. wiceprezes SRK ds. zasobów mieszkaniowych i odwadniania kopalń Marek Pieszczek, dyrekcja Oddziału SRK - Centralny Zakład Odwadniania Kopalń (CZOK), dyrekcja Oddziału SRK - Kopalnie Węgla Kamiennego w Całkowitej Likwidacji, przedstawiciele załogi i organizacji związkowych oraz przedstawiciele Miasta Zabrze.
Tragedia w zabrskiej kopalni rozpoczęła się od prac spawalniczych, na które nie została wydana zgoda. Wykonywało je dwóch pracowników, z których jeden był lekko upośledzony umysłowo i z racji tego nie powinien zostać dopuszczony do pracy pod ziemią.
„Pożar egzogeniczny powstał wskutek zaprószenia ognia w czasie robót cięcia stalowej szyny w sąsiedztwie drewnianego kasztu obudowy w przekopie VI na poziomie 300 m. Miejsce pracy nie zostało odpowiednio zabezpieczone. Gorące opiłki wpadły do środka kasztu, powodując zapalenie luźnego materiału i drewna” – tak w książce pt.: „Podstawowe zasady bezpiecznego zachowania w wyrobiskach górniczych” opisywał okoliczności tego zdarzenia nie żyjący już wybitny ekspert górniczy dr inż. Bogdan Ćwięk.
Nieprzestrzeganie procedur sprawiło, że ponad 300 górników znalazło się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Pracownicy, którzy natychmiast, podjęli akcję gaszenia ognia, stwierdzili, że są w stanie szybko go ugasić i nie zachodzi potrzeba wycofania ludzi z zagrożonych oddziałów. Opóźniło to decyzję o ewakuacji załogi, co nie pozostało bez wpływu na liczbę ofiar z uwagi na trudne warunki terenowe (znacznie nachylenia wyrobisk i długie drogi wyjścia do prądów czystego powietrza).
„Na łączną liczbę 337 ewakuowanych ludzi zginęło 72 pracowników, tj. 21,4 proc. Generalne wnioski, jakie zostały określone w wyniku analizy tej jakże tragicznej akcji, to: żadnego pożaru nie wolno bagatelizować, ale należy jak najszybciej podjąć działania w celu zabezpieczenia załogi, rozwój ognia niejednokrotnie jest trudno przewidywalny i każda stracona minuta może decydować o życiu człowieka. Niektórzy pracownicy, wycofujący się zagrożenia przy wykorzystaniu pochłaniaczy ucieczkowych, wychodzili z wyrobisk zadymionych o własnych siłach nawet po 2-3 godzinach, podczas kiedy instrukcja określa czas ochronnego działania pochłaniacza na 60 minut. Potwierdziło to zasadę o konieczności spokojnego umiejętnego posługiwania się tymi aparatami” – czytamy w książce Bogdana Ćwięka.
Po samej tragedii wprowadzono w kopalni wiele obostrzeń związanych ze zwiększeniem bezpieczeństwa. Zakazano na przykład palenia papierosów, co wcześniej było na dole dozwolone. Wycofano karbidki i wprowadzono oświetlenie elektryczne, stworzono ośrodek szkolenia zakładowego i szkolono górników, a prace spawalnicze można było prowadzić wyłącznie pod specjalnym nadzorem.