Nie jestem fanem

autor: Jacek Korski 

zamykania kopalń. Nie jest winą górników, że efekty ich pracy są coraz słabsze
 
Rozumiem zaniepokojenie górników węglowych o przyszłość i widzę hejterskie komentarze na forach internetowych. Trochę się przestaję dziwić, bo zgłaszane przez górniczych liderów związkowych propozycje rozwiązania problemów górniczych spółek sprowadzają się do tego, że ktoś musi dosypać pieniędzy. Najlepiej już zawsze… Pytanie tylko kto?
Wyraziłem kiedyś opinię, że władze spółek węglowych objętych dotacjami, czyli tzw. Nowym Systemem Wsparcia, powoli przyzwyczajają się, że każdy poziom strat zostanie pokryty dopłatami. Patrząc na projekt budżetu naszego państwa, widać rekordowy deficyt i widać, że napięcia są bardzo duże. Stąd projekty podwyższenia podatków i wprowadzenia dodatkowych.
Podatki płacimy wszyscy i może to zwiększyć niechęć do górników, jeżeli, mimo deficytu, zostaną dosypane dodatkowe środki do górnictwa. Zwłaszcza że w kolejce po kasę chce stanąć także Jastrzębska Spółka Węglowa. A Bogdanka, która jakoś przędzie, czuje się traktowana jako gorsza. Oczywiście, jak zawsze, pojawiają się spiskowe teorie dotyczące przyczyn obecnego stanu górnictwa węglowego w naszym kraju. Wiadomo, że elektrownie nie kupują zbyt wiele węgla, bo spalają węgiel, który musiały kupić trzy lata temu, nadmiernie rozbudowując zapasy, także węglem z importu. A górnicy chyba zbyt późno zorientowali się, co się dzieje, i sami zaczęli sypać węgiel na kupkę, a potem ograniczać wydobycie. A kopalnia, nawet jak nie fedruje, to, niestety, kosztuje. W wielu jednostkach wydobywczych, czyli (w zależności od spółki): kopalniach, zakładach górniczych czy ruchach kopalń zespolonych, 80 procent kosztów stanowią koszty stałe, czyli takie, które nie zależą od wielkości wydobycia. Są to w istocie koszty utrzymania gotowości kopalni do fedrowania, a w tym utrzymania niezbędnej załogi własnej i firm zewnętrznych. Są w Polsce kopalnie węgla kamiennego, które kiedyś wydobywały po kilka milionów ton węgla rocznie, a dziś ich wydobycie to około miliona lub nawet mniej ton w roku. I bardzo często nie są już w stanie wydobywać więcej, ale utrzymują infrastrukturę (w tym na przykład szyby) tak, jakby miały fedrować nie wiadomo ile. A utrzymanie zbędnej infrastruktury kosztuje drogo…
Pisałem już, że jestem ciekaw, ile będziemy potrzebowali węgla kamiennego do celów energetycznych. Dostępne prognozy budzą moje wątpliwości, bo chyba nie dostrzegają, że z energetyką jądrową jesteśmy spóźnieni, a cały niemal zużywany przez nas gaz pochodzi z importu. Odraczanie terminów wyłączania elektrowni pracujących na węglu kamiennym wskazuje, że świadomość sytuacji nie jest obca kolegom energetykom. Nie jestem fanem zamykania kopalń, zwłaszcza kiedy mają duże zasoby węgla nadającego się do bezpiecznego i pewnego wydobycia. Mam jednak wrażenie, graniczące z pewnością, że niektóre z kopalń osiągnęły już moment, w którym każda kolejna tona węgla obarczona jest coraz większym ryzykiem, a koszt jej wydobycia jest coraz wyższy. Powtórzę, że to nie jest wina górników, że efekty ich pracy są coraz słabsze. Oni przychodzą do pracy, aby pracować najlepiej jak się da i zarobić uczciwie na siebie i swoich najbliższych. Istnieje jednak granica jednocześnie ryzyka i kosztów, które nie powinny być przekroczone! Trzeba te granice rzetelnie dla każdej z jednostek wydobywczych ustalić.
Piszę o tym od dawna, bo mam wrażenie, że od dawna dryfujemy naszym górnictwem węglowym i nawet nie wiemy dokąd. Z ust liderów związkowych padło ostatnio coś o paleniu opon w stolicy i zadymach. Żadna władza nie lubi awantur (chyba że między politykami) i dlatego dla zapewnienia tzw. spokoju społecznego jest w stanie poświęcić wiele dla jego utrzymania, zwłaszcza z publicznych pieniędzy. Przez ostatnie lata dosypywano niektórym przedsiębiorcom górniczym pieniędzy i weszło to w krew. Sytuacja się jednak zmienia, bo wojna w Ukrainie zmieniła wiele priorytetów i sposoby postrzegania wielu spraw. A sytuacja w górnictwie węgla kamiennego w śląskim wymiarze to splot bezpieczeństwa energetycznego, rozwoju regionu i życia wielu ludzi. To nie jest coś, co można lekceważyć!