W węglu brunatnym nerwówka

Jerzy Dudała
 
Trwają prace nad umową społeczną określającą zasady transformacji energetyki
i sektora węgla brunatnego. Jej projekt przygotowany został przez działające w energetyce i sektorze węgla brunatnego związki zawodowe. Negocjacje nie będą łatwe.
Rozmowy na temat umowy społecznej dla energetyki i górnictwa węgla brunatnego są następstwem projektu wydzielenia z krajowych grup energetycznych bloków zasilanych węglem kamiennym i brunatnym oraz kopalń węgla brunatnego.
Związki boją się, że Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego będzie umieralnią firm, w których pracują. Dlatego chcą finansowych gwarancji.
O transformacji energetyki i terenów pogórniczych będzie mowa na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach. Rejestracja trwa.
- W branży węgla brunatnego panuje teraz napięcie - zaznacza w rozmowie z portalem WNP.PL  Bogumił Tyszkiewicz, przewodniczący FZZ Górnictwa Węgla Brunatnego. - Wiadomo, że z Czechami nadal są prowadzone rozmowy na temat Turowa. Czas pokaże, czym się one zakończą. Jeżeli chodzi o nas, to kluczowa jest sprawa umowy społecznej - dodaje.
Inwestycje muszą być zapewnione
Rozmowy na temat umowy społecznej dla energetyki i górnictwa węgla brunatnego są następstwem przygotowania przez rząd projektu wydzielenia z krajowych grup energetycznych bloków zasilanych węglem kamiennym i brunatnym oraz kopalń węgla brunatnego do nowego podmiotu, czyli Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE), gdzie byłyby stopniowo wygaszane, w miarę pojawiania się w systemie elektroenergetycznym nowych mocy: gazowych, odnawialnych i jądrowych.
- Główne kwestie dotyczą miejsc pracy i zapewnienia środków na inwestycje, bo wiadomo, że chodzi o duże kwoty. Obawiamy się, że Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego może być umieralnią. Chcemy więc ścieżki gwarantującej jej finansowanie. Nie ma i nie będzie naszej zgody na to, żeby wydzielić określone aktywa do NABE, a potem obcinać płace pracownikom - zaznacza Bogumił Tyszkiewicz.
Odkrywka Złoczew dla Elektrowni Bełchatów raczej nie powstanie. A przecież aktywa węglowe w największej polskiej elektrowni, czyli właśnie Elektrowni Bełchatów, bez inwestycji wyczerpią się za około 15-20 lat. O tym nie wolno zapominać.
- Jest pora na otrzeźwienie, co niestety nie wynika z rzetelnego bilansu dostępu do zasobów naturalnych, ale z sytuacji, która powstała w Elektrowni Turów, gdzie potencjalne zakończenie wydobycia węgla brunatnego skutkowałoby unieruchomieniem elektrowni, czyli ubytkiem mocy w bilansie kraju w wysokości ok. 8 procent - zaznacza Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki. - Kiedy do tego dołożymy, że wyczerpanie zasobów odkrywki Szczerców koło Bełchatowa oraz niepodjęcie inwestycji w Złoczewie spowoduje ubytek mocy zainstalowanej w bilansie energetycznym państwa na poziomie 20-25 procent, to mamy już pełne znamiona kryzysu energetycznego kraju - ostrzega Jerzy Markowski.
Jego zdaniem gdyby utworzono NABE i pozostawiono aktywa węglowe same sobie, to one na siebie nie zarobią. Stąd też przedstawiciele strony społecznej chcą zabezpieczenia ustawowego pokrywania kosztów inwestycji.
 Jeszcze się łudzimy, że Złoczew to taka rezerwa na przyszłość. Staramy się także wpłynąć na polityków, by wreszcie inaczej spojrzeli na kwestie wytwarzania energii i bezpieczeństwa energetycznego. - Nie rozumiem jednej rzeczy: cały czas dążyliśmy do tego, żeby nasze elektrownie spełniały wszelkie wyśrubowane normy, a i tak jesteśmy karani za emisję CO 2. A przecież z tego CO 2 żyją drzewa. Tutaj istotna jest kwestia jego pochłaniania przez lasy. Jednak jakoś teraz się o tym u nas nie mówi. Czyli co, czeka nas taka sytuacja, że będziemy kupować rosyjski gaz z Niemiec?! Trzeba mieć na uwadze własne zaplecze surowcowe - wskazuje Bogumił Tyszkiewicz.
Cały czas w branży górniczo-energetycznej zastanawiają się, kto zostanie prezesem NABE. Nie brak opinii, że najprawdopodobniej będzie to prezes PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna. Jednak ostatecznie trudno przesądzać, bowiem ścierają się tu różne frakcje PiS-u.
Prace nad umową społeczną określającą zasady transformacji energetyki i sektora węgla brunatnego, prowadzone są obecnie w zespołach roboczych. W drugiej połowie sierpnia strona rządowa otrzymała projekt przygotowany przez działające w energetyce i sektorze węgla brunatnego związki zawodowe. I właśnie ten projekt stał się podstawą dalszych prac.
To projekt, nad którym 1 września rozpoczęliśmy wspólnie prace. Umówiliśmy się, że będziemy pracowali w zespołach, które będą dopracowywały szczegóły w poszczególnych obszarach - wskazuje wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń.
Plan jest taki, żeby pod koniec września powrócić do prac plenarnych w celu podsumowania tego, co udało się już wypracować.
Potrzeba realnej alternatywy
Generalnie rzecz biorąc, obaw nie brakuje. Odchodzenie od energetyki węglowej musi oznaczać realizację realnej alternatywy. A z tym może być problem, wystarczy że wspomnimy o planach budowy bloków jądrowych. Na to potrzeba wiele czasu i mnóstwo pieniędzy. Słychać coraz częściej opinie, że nie radzimy sobie z racjonalnym traktowaniem wyzwań z zakresu ochrony środowiska i klimatu a naszym narodowym interesem.
Zapętleni jesteśmy okrutnie i nie pomogą tu trudne i kosztowne przekształcenia energetyki i górnictwa bez uczciwego i stanowczego postawienia wspólnotowym partnerom naszej niezbywalnej doktryny bezpieczeństwa energetycznego kraju - zaznacza w rozmowie z portalem WNP.PL Herbert Leopold Gabryś, przewodniczący Komitetu ds. Energii i Polityki Klimatycznej przy Krajowej Izbie Gospodarczej (KIG), były wiceminister przemysłu odpowiedzialny za energetykę.
Wskazuje on, że konsekwentna  antywęglowa polityka klimatyczno-energetyczna UE przynosi teraz kosztowne żniwa. Jej skutki będą bolesne w trakcie kolejnych lat.
- To nie tylko problem odkrywki w Turowie. To problem wymykania się naszego wpływu na bezpieczeństwo energetyczne kraju z wykorzystaniem własnych zasobów - zaznacza Herbert Gabryś. I przypomina, że strategię energetyczną  wyznacza filozofia polityki klimatyczno-energetycznej Unii. W szczególności kreowana przez kraje, które węgla już nie mają albo i wcześniej nie miały. A jeśli trochę jeszcze brunatnego, gdzieniegdzie, to spokojnie wykorzystują go w energetyce konwencjonalnej jako ubezpieczenie niestabilnej generacji OZ-owej.
A wiadomo, że na energetykę węglową jesteśmy skazani jeszcze przez wiele lat. Z wszelkimi tego konsekwencjami. Wysokimi kosztami klimatycznej polityki UE i opłatami za uprawnienia do emisji CO2. Do tego stale podwyższanymi standardami ochrony środowiska.
Nie zastąpimy jej tak szybko, jak wielu marzy, energetyką atomową. Ani przyrostem nowych mocy gazowych. Nie widać sprawnych technologii akumulowania energii OZ-owej.  Nie może naszej generacji węglowej całkowicie zastąpić import - wskazuje Herbert Gabryś.
Każda megawatogodzina energii energetycznej ze źródeł nieemisyjnych jest wysoce pożądana. Jednak każda z nich wymaga ubezpieczenia energetyką stabilną. Jak na razie - konwencjonalną. Ważne, żeby o tym nie zapominano. A także o tym, że Unia Europejska ma minimalny wpływ na globalną emisję gazów cieplarnianych, za którą głównie odpowiadają kraje Azji, Chiny i USA. Jednocześnie ujemny bilans handlowy UE z państwami, w których produkcja dóbr nie jest w żaden sposób obarczona kosztami emisji, bezustannie się powiększa.