Koniec gadających głów

Przestałem oglądać „gadające twarze” w telewizji i czytać wypowiedzi polityków w szeroko rozumianych mediach. Od dawna nie oglądam seryjnych programów, gdzie w niedzielne przedpołudnia politycy różnych partii i przedstawiciele Kancelarii Prezydenta RP atakują się i wyszydzają siebie nawzajem. Dziś najchętniej zakazałbym takich programów.
Programy te oglądaliśmy od lat i trzeba było czasu, abym uświadomił sobie, że ten sposób toczenia sporów jest przejmowany przez wielu ludzi. Nie tylko w debatach politycznych. Przypomniało mi się, jak bardzo dawno temu powtarzano mi zasadę prowadzenia debat, która brzmi tak prosto: w dyskusji skup się na problemie, a nie na rozmówcy. Oglądając dzisiejsze gadające głowy, widzimy perfidne często ataki, insynuacje i kłamstwa. Rozmowa w takich warunkach nakręca tylko agresję i pogłębia podziały między ludźmi.
Jednego tylko taka rozmowa nie przynosi na pewno: nie przynosi żadnego rozwiązania problemu. Nie przynosi, bo jeśli druga strona sporu ma choć odrobinę racji? A co dopiero, jak stron tych jest więcej? Mamy za sobą protesty hutników i górników w Katowicach, konfrontacyjne wypowiedzi niektórych liderów w reakcji na wypowiedź ministra od energetyki. Każdy stara się okopać na swoich pozycjach i nie dopuszcza argumentów innych. Dzieje się tak w istocie dlatego, że nie ma dialogu. Są tylko indywidualne monologi stron, z których każda uważa, że to inni muszą ustąpić. Dotyczy to także polskiego górnictwa węgla kamiennego. Od kilku lat trwa intelektualny dryf, łagodzony przez coraz większe pieniądze z budżetu, które przypominają trochę oliwę wylewaną na fale wokół statku na wzburzonym morzu. Cóż, oliwy kiedyś zabraknie i co wtedy? Zapyta ktoś: to po co popłynęliśmy w sztorm? Czy nie można go było ominąć? No nie, bo nie znamy istoty i skali złożonego problemu, który nazywa się węgiel kamienny w Polsce.
Mamy winnego naszych problemów. To antywęglowa Unia Europejska
Mam wrażenie, że nie do końca wiemy lub chcemy wiedzieć, ilu rzeczywiście jest interesariuszy górnictwa, czyli ludzi i grup, którzy korzystają lub tracą na górnictwie, i zmiany też ich dotkną. Na każdym nieprzemyślanym pomyśle ktoś traci. Niedawno związkowcy z Bogdanki wskazali, że ich kopalnia powinna być objęta dopłatami, podobnie jak wydobywające węgiel energetyczny na Śląsku i w Małopolsce spółki górnicze. Tylko że nie obejmuje ta państwowa pomoc prywatnych przedsiębiorstw górniczych. Nie powinno być lepszych i gorszych. To jednak jeden z wielu fragmentów układanki problemu pod nazwą „węgiel kamienny w Polsce” i obawiam się, że żadne cząstkowe rozwiązanie nie przyniesie poprawy sytuacji.
Dwa tygodnie temu użyłem przekornie, w innym kontekście, sformułowania: „winne są kopalnie i górnicy”. Mam jednak wrażenie, że przekaz o górnictwie węglowym w naszym kraju to przekaz o państwowych dopłatach, stratach, wysokich zarobkach i górniczych przywilejach. O ciężkiej i niebezpiecznej czasami pracy górników mówi się dużo rzadziej, zwłaszcza przy okazji jakichś tragedii. Na innym poziomie rozmawia się o bezpieczeństwie energetycznym i jednocześnie nadprodukcji węgla oraz zmniejszaniu się roli węgla kamiennego w zaspokajaniu potrzeb energetycznych kraju i jego mieszkańców. Tu cieszymy się (?), że mamy jeszcze jednego winnego, który jest źródłem naszych problemów, czyli antywęglową Unię Europejską. Spójrzmy na te wszystkie kawałki olbrzymiej układanki rozważnie i całościowo oraz bez uprzedzeń. Nie szukajmy też najpierw winnych.
Teoretycznie mamy jeszcze dużo węgla kamiennego, ale dostępnego w czynnych kopalniach znacznie mniej. Od wielu lat nie budowaliśmy nowych kopalń, bo nie było na to pieniędzy, a na dokładkę ciągle borykaliśmy się z nadmiarem wydobytego węgla i coraz większymi kosztami jego wydobycia. Nawet kiedy pojawiały się pomysły budowy nowych kopalń, to towarzyszyły im protesty lokalnych społeczności. Na dokładkę zapotrzebowanie na energię elektryczną wcale nie rośnie proporcjonalnie ze wzrostem gospodarczym, a sięgamy także po nowe źródła energii. Przypomnę cytat, którego już kiedyś użyłem pisząc, że epoka kamienna nie skończyła się dlatego, że zabrakło kamienia… Czasami najdrożej kosztuje utrzymanie tego, co trwa, drożej niż zmiana. Zmiany się boimy. Dlatego trzeba rozmawiać!