W polskich kopalniach

utor: Jacek Madeja 

wydobycie spadło, mimo to w górnictwie przybyło etatów. Dlaczego?
 Miniony rok upłynął pod znakiem radykalnego spadku wydobycia. Jednak w przypadku zatrudnienia nastąpił całkiem odwrotny trend – w 2023 roku zatrudnienie w sektorze górnictwa węgla kamiennego zwiększyło się o ponad 800 osób. Co ciekawe, w górnictwie zwiększył się odsetek zatrudnionych na powierzchni.
Polskie kopalnie w minionym roku wyprodukowały 48,4 mln t węgla kamiennego – w tym 36,4 mln t węgla energetycznego (mniej o ponad 4 mln t niż rok wcześniej) oraz 11,9 mln t węgla koksowego (mniej o 444 tys. t niż w 2022 roku). Biorąc pod uwagę fakt, że rok wcześniej całkowity wolumen wyprodukowanego węgla wyniósł 52,8 mln t, oznacza to wynik gorszy o 8,5 proc.
Całkiem odmiennie wyglądała sytuacja w przypadku zatrudnienia. Na koniec 2023 roku polskie kopalnie zatrudniały 73,7 tys. osób. To oznacza, że w 2023 roku zatrudnienie zwiększyło się o ponad 800 osób w porównaniu do stanu na koniec 2022 roku. 77,8 proc. osób to pracownicy zatrudnieni pod ziemią (57 339 osób), natomiast 22,2 proc. stanowią pracownicy powierzchni (16 361 osób). Dla porównania rok wcześniej ten stosunek wynosił 78,1 proc. (56 935 osób) oraz 21,9 proc. (15 965 osób).
Te dane mnie nie zaskakują, bo spodziewałem się, że właśnie te proporcje pomiędzy dołem a powierzchnią kopalni zostały zachwiane w ostatnim czasie. I to na pewno ma wpływ na to, jak górnictwo jest w tej chwili postrzegane. To oczywiście rzutuje również na słabą wydajność, bo węgla wydobywamy coraz mniej – komentuje te dane Bogusław Ziętek, przewodniczący WZZ Sierpień 80
Niewątpliwie nowe zarządy spółek – jeśli już wszystkie powstaną, bo z tym jest różnie – będą musiały się temu przyjrzeć, bo bez wzrostu wydajności nie osiągniemy parametru opłacalności produkcji polskiego węgla i konkurencyjności tego węgla w stosunku do węgla importowanego. Obecnie węgiel w ARA kosztuje ok. 120 dolarów za tonę, natomiast koszty wydobycia w naszych kopalniach, mówię tutaj o danych z zakładów Polskiej Grupy Górniczej, kształtują się na poziomie 700-900, a nawet 1000 zł za tonę. To jest tak daleka rozbieżność, że tracimy szansę na konkurencyjność nawet na rynku krajowym, nawet jeśli doliczymy koszty transportu importowanego węgla, jego składowania i tak dalej – dodaje związkowiec.
Zdaniem związkowca zmniejszenie zatrudnienia na powierzchni będzie nieuniknione. – Oczywiście musi się to odbyć w atmosferze całkowitego spokoju społecznego. Myślę, że rozsądnym wyjściem z sytuacji byłoby zaproponowanie jakiegoś pakietu dobrowolnych odejść, czy innych świadczeń społecznych, dla tych pracowników, którzy nie są bezpośrednio związani z produkcją węgla. Takie instrumenty funkcjonowały w przeszłości i moim zdaniem one powinny zostać użyte także w tym wypadku – argumentuje związkowiec. – Natomiast jeśli chodzi o dół kopalni, to ja tu nie widzę żadnego przerostu zatrudnienia, dlatego że górnictwo jest już na granicy swoich możliwości, jeśli chodzi o pracowników dołowych. Nie mamy już skąd brać firm, które wykonywałyby pewne usługi na dole kopalni – kiedyś takimi firmami mogliśmy się posiłkować, teraz zostało nam tylko kilka takich firm i to wszystko praktycznie jest robione siłami kopalni. Tych ludzi trzeba jak najbardziej szanować, bo szybko nie będzie nowych wykwalifikowanych ludzi w górnictwie. Dlatego pracowników dołowych powinniśmy namawiać, żeby nie odchodzili z górnictwa, i zrobić wszystko, żeby ich zatrzymać. Być może w samych kopalniach zatrudnienie zostało zwiększone, ale gdybyśmy spojrzeli na całość, to biorąc pod uwagę również to, że wcześniej korzystaliśmy z usług firm obcych, to by się pewnie okazało, że tych ludzi na dole kopalni jest w tej chwili mniej. Tylko oni są zatrudnieni bezpośrednio pod kopalnią – argumentuje Ziętek.
Były wiceminister gospodarki Jerzy Markowski wskazuje, że tendencja, która oznacza wzrost liczby pracowników powierzchniowych, jest nieprawidłowa.
– Nam w kopalniach potrzebni są ludzie pod ziemią lub co najwyżej w tzw. realnym ciągu technologicznym, który kończy się na urządzeniach wzbogacania węgla w zakładach mechanicznej przeróbki węgla. Natomiast każdy wzrost zatrudnienia poza tą grupą jest szkodliwy dla ekonomii wydobycia węgla – zauważa Markowski.
 Ta ekonomia jest w ogóle zrujnowana, bo maleje wydobycie, maleje wydajność i rosną koszty, co skutecznie ogranicza konkurencyjność polskiego węgla na rynku krajowym. Dlatego istotny dla przetrwania bardzo wielu kopalń jest model kopalni, który trzeba zmienić bez inwestycji, bo na to nie ma po prostu pieniędzy. Na to jest sposób, ale trzeba tutaj wiedzy i odwagi. Kiedyś istniało takie pojęcie jak koncentracja wydobycia – wybiegi ścian, sposób udostępnienia złoża to są parametry, które decydują o nowym modelu kopalni, który można zrobić nie budując nowych szybów czy nie budując nowych poziomów. Generalnie trzeba iść w węgiel, który jest zbadany dokładniej i jest pewniejszy do wydobycia – przekonuje Markowski.