Wystąpienie Senator Marii Pańczyk-Pozdziej

Wystąpienie Senator Marii Pańczyk-Pozdziej w sprawie Ustawy o Radzie Mediów Narodowych. Punkt 1. porządku obrad 21. Posiedzenia Senatu.

 

Wystąpienie Senator Marii Pańczyk-Pozdziej w sprawie Ustawy o Radzie Mediów Narodowych na 21. posiedzeniu Senatu RP IX kadencji w dniu 23.06.2016 r.

 

Senator Maria Pańczyk-Pozdziej podczas pierwszego dnia 21. posiedzenia Senatu RP zabrała głos w sprawie Ustawy o Radzie Mediów Narodowych.

Stenogram z wystąpienia Senator Marii Pańczyk-Pozdziej:

Dziękuję, Panie Marszałku.

Wysoka Izbo! Panie Ministrze!

Gdy staram się przekonać kogoś do swoich racji, unikam posiłkowania się przykładami z własnego życiorysu, bo uważam to za infantylne. Dzisiaj muszę od tej zasady odstąpić, bo instytucja i osoba, których chcę bronić, są od półwiecza wprzęgnięte w mój życiorys.

Gdy przed blisko 50 laty po raz pierwszy przekraczałam progi Radia Katowice, byłam tak dalece zafascynowana tym medium, że wydawało mi się, iż wystarczy, że umiem słuchać i pisać, bo to jest najlepsza rekomendacja do tego, by wykonywać zawód dziennikarza radiowego. Bardzo się myliłam, życie rychło zweryfikowało te moje młodzieńcze zapały, ale mimo to przeżyłam w radiu chwile bardzo piękne. Były i takie, o których wolałabym nie pamiętać. Przeżyłam, jak to się dzisiaj mówi, epokę gierkowską, potem czas „Solidarności”, którą współtworzyłam, potem stan wojenny, gdy mnie z radia wyrzucono. No a potem przyszła euforia – oto możemy wykonywać zawód prawdziwy, niezakłamany, otwarty, dla ludzi. Otworzymy zakneblowane usta i wyjmiemy z szaf taśmy, które z powodu cenzury nigdy nie znalazły się na antenie. Policzyłam, że przeżyłam w radiu 25 dyrektorów, redaktorów naczelnych, prezesów. Różne były ich kompetencje, różna wiedza do tego, by takie funkcje sprawować. Byli i tacy – zwłaszcza taki – o których dziś mówimy wręcz z obrzydzeniem. Człowiek, który w stanie wojennym, zamiast nas bronić, sporządził listę 13 osób do internowania. Wiecie państwo, kto nas bronił? Opiekun z ramienia SB. Paradoks… Zamiast 13 internowano tylko 4 osoby. Ostatnimi laty trafił się nam człowiek, którego wszyscy akceptowali, wszyscy polubili. Wiecie państwo, to się rzadko zdarza, że szefa wszyscy lubią. Wywodził się z pięknej śląskiej rodziny, jego dziadkowie byli śląskimi powstańcami. On sam znakomicie znał historię, a historię radiofonii miał w jednym palcu. On spowodował, że na gmachu Radia Katowice pojawiła się przedwojenna nazwa: Polskie Radio Katowice. On na gmachu wywiesił polską flagę. On „posadził” na ławeczce patrona rozgłośni – Stanisława Ligonia. On z Radia Katowice uczynił medium XXI wieku – zmodernizował studia, wyposażył je w znakomite mikrofony. On potrafił, jak powiedziałam kiedyś, godzić wodę z ogniem. W czasach mizerii finansowej, a wiadomo, że w rozgłośniach radiowych… Radio Katowice było największą rozgłośnią regionalną w kraju. On potrafił zatrzymać znakomitych dziennikarzy, znakomitych dźwiękowców. Nie wiem, czy państwo wiecie, co to jest Prix Italia. To jest taki radiowy Oscar, to jest najwyższa nagroda za reportaż radiowy. I właśnie w Radiu Katowice są laureaci Prix Italia, ale i Złotych Mikrofonów. Jak na Śląsku głowę zaczęli podnosić autonomiści, to mój szef mi mówił „trzymaj rękę na pulsie” – i trzymałam rękę na pulsie, mówiłam, pisałam.

Z Zaolzia zaczęły nadchodzić e-maile, telefony, słowa wręcz grozy, żebym mówiła w radiu o tym, żeby się ludzie na Zaolziu nie dali zbałamucić, bo przyjeżdżają do nich przed spisem powszechnym emisariusze z Ruchu Autonomii Śląska i namawiają, żeby się opowiedzieli, że są narodowości śląskiej, więc pisałam i mówiłam. Mój szef mi ciągle mówił „trzymaj rękę na pulsie” – i trzymałam.

Gdy pan senator, pan marszałek Borusewicz powołał konkurs – tak to się nazywało – „Strażnik Dziedzictwa Rzeczypospolitej”, zgłosiłam do tej nagrody Polski Związek Kulturalno-Oświatowy z Zaolzia. I się udało, otrzymali tę nagrodę. My z szeroką reprezentacją Senatu odwiedziliśmy kiedyś Zaolzie, byliśmy w polskim teatrze w Wędryni, byliśmy w polskim gimnazjum w Czeskim Cieszynie, byliśmy w Domu Polskim w Jabłonkowie. I tamci ludzie, Polacy, którzy są również Ślązakami, zachowali te polskie szkoły, polskie świetlice, polskie nazwy ulic.

Kiedy indziej, gdy znalazłam się na zebraniu Ruchu Autonomii Śląska, gdzie ludzie dopominali się o język śląski, zapytałam pewnego starszego Ślązaka… Jakże często łapię się na tym, że mówię „starszy”, a ktoś jest w moim wieku. Ja mówię „Panie, po jakiemu wam jest ten język, do czego on wam jest potrzebny?”. A on mi mówi tak: „Pani, nam nie idzie o żaden język – nam idzie o narodowość. Wie pani, jak my będziemy mieli język, to warciej dostaniemy narodowość, a jak będziemy mieli narodowość, to autonomia mamy – i pokazał, o, tak – na tacy”. Ja mówiłam, że to jest groźne nie tylko dla polskiej racji stanu, ale dla śląskiej racji stanu. A mój szef mi ciągle mówił „trzymaj rękę na pulsie” – i trzymałam rękę na pulsie.

Tutaj w tych ławach do niedawna, jeszcze w poprzedniej kadencji, zasiadał, państwo pamiętają, Kazimierz Kutz, wielki apologeta Ruchu Autonomii Śląska, który niszczył – dosłownie niszczył – wszystkich, którzy myśleli inaczej. Byłam szczególnym celem jego napaści; ze szczególnym upodobaniem jego teksty drukowała „Gazeta Wyborcza”, gdzie nazywał mnie największym hamulcowym aspiracji Ślązaków, który to na ględźbie, czyli na śląskich gwarach, doszedł do apanaży i do senatorskiego stołka; pisał, że handluję starzyzną językową, tak jakby tą starzyzną językową nie posługiwali się bohaterowie jego filmów. Nie tylko mnie zresztą tak traktował, bo w taki sam sposób traktował np. prof. Jana Miodka – o którym mówił, że na tej starzyźnie językowej dorobił się naukowych tytułów – czy prof. Dorotę Simonides, która w tych ławach zasiadała przez prawie 20 lat. Jak się kiedyś zbuntowałam i napisałam ripostę do „Gazety Wyborczej”, to mało tego, że mnie ocenzurowali, to jeszcze mój tekst umieścili pod tytułem „Czytelnicy piszą”, a „Maria Pańczyk” było na dole najmniejszą czcionką, jaka była możliwa. Ale mój szef cały czas mi mówił „trzymaj rękę na pulsie” – i trzymałam.

Gdy się wydawało, że temu człowiekowi nic nie zagraża, bo dostęp do radia mieli wszyscy, dostęp do politycznych debat ludzie mieli niezależnie od tego, jaką legitymację partyjną nosili w kieszeni, nadeszła dobra zmiana – i tego człowieka zamieniono na innego, na takiego, którego bardzo dobrze znaliśmy ze stanu wojennego, bo w stanie wojennym został przyjęty do radia do kadr. Bardzo szybko awansował, z didżeja stał się dyrektorem naczelnym odpowiedzialnym za muzykę. Miał wszakże jedną cechę: dbał o apanaże własne i wąskiego grona… przepraszam, chciałam użyć brzydkiego słowa – wąskiego grona swoich kolesi, to jest teraz modne określenie. I wiecie państwo, ten człowiek oceniał i wyceniał innych, o wiele starszych i bardziej doświadczonych dziennikarzy, również mnie. Przechodziłam na emeryturę po 40 latach pracy – Ślązacy by powiedzieli: ino bez chwolby, ale ja to powiem – nienagannej pracy dzięki tym wycenom z emeryturą niespełna 2-tysięczną. I teraz ten człowiek jest prezesem Radia Katowice. I już mi…

(Senator Mieczysław Augustyn: Hańba.)

(Senator Jerzy Fedorowicz: Hańba.)

…nikt nie mówi: trzymaj rękę na pulsie, ale ja wiem, że muszę. Rozmawiałam z prominentnymi posłami pisowskimi rodem ze Śląska i oni podobno też nie zgadzali się z tą nominacją. Podobno napisali pismo, pod którym kilkunastu posłów się podpisało, i posłali na…

(Senator Jan Maria Jackowski: 16.)

Tak, 16.

…I posłali na Nowogrodzką. I co?

(Senator Mieczysław Augustyn: I nic.)

I nic, bo państwo nic nie możecie, kto inny pociąga za te sznurki. A ja, co ja mogę? Ja mogę tylko pisać i mówić.

(Senator Leszek Czarnobaj: I trzymać rękę na pulsie.)

(Senator Mieczysław Augustyn: Tak, i trzymać rękę na pulsie.)

I to robię. I co jeszcze mogę? Mogę nie zagłosować za ustawą o dobrej zmianie i nie zagłosuję. Bo wiecie państwo, ja już niczego się nie boję. To jest paradoks, ale niczego się nie boję, bo mnie już znikąd nie wyrzucą, nie zwolnią, nie wręczą wilczego biletu. Co najwyżej zabiorą mi program, który od 25 lat robię i którego nadal chętnie słuchają nie tylko Ślązacy. I będzie mi bardzo żal, bardzo żal, dlatego że ja tego nie robię dla pieniędzy, bo jak powiedziałam, w radiu się zarabia grosze. Ja to robię, bo jestem i byłam z radiem związana od półwiecza. I będzie mi bardzo żal, bo kiedyś sobie ukułam takie powiedzenie, że radio to jest nieuleczalna choroba, na którą nie ma lekarstwa. I dobrze, że nie ma. Dziękuję, że państwo wysłuchali mojej skargi. (Oklaski)

(Senator Jerzy Fedorowicz: Tak jest, niestety. Przychodzi się i wymienia zawodowców. Tak jest.)

Senator Maria Pańczyk-Pozdziej:

Wypowiem się gwoli sprostowania, dlatego że to, co się tutaj, na tej sali powie, jednak idzie w świat i nie wolno pozwolić, żeby wychodziły stąd nieprawdziwe informacje. A senator Ryszka zarzucił mi, że prezes, o którego się upominałam, zostawił radio zadłużone na 2,5 miliona zł. Otóż sprawdziłam to i to jest nieprawda. To jest nieprawda, dlatego że wspomniana kwota, czyli 2,5 miliona zł, przewidziana jest jako brak w budżecie na ten rok i jest to dookreślone przez obecny zarząd, na czele którego stoi właśnie nowy prezes. A więc nie stary prezes, ten, o którego się upominam, zostawił tak radę, bo on zostawił ją w bardzo dobrej kondycji finansowej, ale już nowy prezes tak dookreślił stan budżetu, że trzeba będzie zadłużyć się na 2,5 miliona zł. Ja chciałabym to sprostować, bo nie wolno pozwolić na to, żeby stąd wychodziły nieprawdziwe informacje. Dziękuję. (Oklaski)