Zamiast lekarzy będą felczerzy

Kształcenie medyków na uczelniach zawodowych nie spowoduje obniżenia
 
poziomu ich kształcenia – przekonywał w piątek w Sejmie wiceszef MZ Sławomir Gadomski. Zgodził się z nim klub PiS. Przeciwnego zdania była opozycja, która wskazywała, że zamiast lekarzy kształceni będą felczerzy.
W piątek w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie projektu nowelizacji ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce oraz niektórych innych ustaw, przygotowanego przez Ministerstwo Zdrowia i Ministerstwo Edukacji i Nauki.
Proponowane przepisy mają m.in. umożliwić kształcenie lekarzy na uczelniach zawodowych. Wprowadzają też zmiany w kredytach studenckich.
KO, Lewica, Koalicja Polska, Polska 2050 i Porozumienie zdecydowanie sprzeciwiły się poszerzeniu możliwości kształcenia lekarzy o uczelnie zawodowe, jednak pomysł dotyczących rozwiązań związanych z kredytami część z nich oceniła pozytywnie. Tylko klub PiS uznał cały projekt za godny poparcia.
Wiceminister zdrowia Sławomir Gadomski, prezentując projekt, powiedział, że proponowane rozwiązania są odpowiedzią na niedobór lekarzy w Polsce.
"Zdecydowaliśmy się w tej sytuacji pewnych braków kadrowych wśród lekarzy na podjęcie działań, które z jednej strony zapewnią dalsze możliwości zwiększania limitów przyjęć na studia, z drugiej strony wprowadzą pewne rozwiązania lojalnościowe, które systemowo zwiążą absolwentów kierunków studiów medycznych z późniejszą działalnością zawodową w Polsce" - tłumaczył Gadomski.
Z kolei wiceminister edukacji i nauki Wojciech Murdzek przekonywał, że proponowane przepisy nie spowodują "jakiejkolwiek liberalizacji jeśli chodzi o standardy kształcenia na kierunkach lekarskich". "I oczywiście nad tymi procesami czuwa Polska Komisja Akredytacyjna" - zapewnił.
Priorytetem kształcenie lekarzy na odpowiednim poziomie
Krzysztof Szulowski (PiS) powiedział, że jego klub popiera zaproponowane rozwiązania, bo więcej uczelni będzie mogło prowadzić studia na kierunkach medycznych, a co za tym idzie - zwiększy się liczba absolwentów takich kierunków.
"Priorytetem będzie oczywiście zapewnienie kształcenia na odpowiednio wysokim poziomie z zachowaniem warunków i jakości kształcenia, co deklarował pan minister" - podkreślił Szulowski.
Klub PiS pozytywnie ocenił też propozycje kredytowe dla studentów.
Jerzy Hardie-Douglas (KO) w imieniu swojego klubu przekazał, że opieki zdrowotna powinna być absolutnym priorytetem w wydatkach budżetu państwa.
Tak się nie dzieje" - ocenił. Dodał, że polskim lekarzom w części krajów europejskich oferuje się preferencyjne warunki, dlatego opuszczają kraj. Powiedział, że zaproponowane rozwiązanie dotyczące kredytu na studia medyczne będzie szansą na bycie lekarzem przez osoby, które "nieźle zdały maturę, ale nie dostały się na studia na kierunek lekarski w trybie stacjonarnym". "Taki kredyt na studia medyczne może rzeczywiście spowodować zdecydowanie zwiększenie liczby studiujących w trybie niestacjonarnym" - mówił.
"Ustawa doprowadzi do tworzenia produktu lekarzopodobnego"
Dodał, że KO jest gotowa ten pomysł poprzeć, mimo pewnych zastrzeżeń. Jednak zdecydowanie negatywnie KO oceniło pomysł poszerzenia liczny uczelni mogących kształcić na kierunku lekarskim i lekarsko-dentystycznym o uczelnie zawodowe.
"Ustawa doprowadzi do tworzenia produktu lekarzopodobnego" - ocenił. Swoje obawy w tej kwestii przedstawiła też Magdalena Środa (Porozumienie). Wyraziła zdziwienie, że zmiany mają być wprowadzone bez konsultacji ze środowiskiem.
"Po prostu to się należy, by takie konsultacje w tak ważnym temacie prowadzić w sposób bardzo szeroki" - mówiła.
Anna Kucharska-Dziedzic (Lewica) powiedziała, że projekt nie przynosi odpowiedzi na problem odpływu młodych polskich lekarzy do innych krajów. Dodała, że wysokim ryzykiem obniżenia jakości studiów jest obarczone dopuszczenie uczelni zawodowych do kształcenia medyków. Jako dobre rozwiązanie oceniła ułatwień kredytowych i zróżnicowanie okresu przysługiwania świadczeń dla studentów w zależności od czasu trwania studiów i umarzania kredytów pod warunkiem świadczenia pracy w polskiej ochronie zdrowia.
"Dawno już nie widziałem takiego potworka legislacyjnego"
Dariusz Klimczak (Koalicja Polska) ocenił projekt jako "klasyczny przykład indolencji PiS-u w sprawie naprawy systemu ochrony zdrowia". "Jeżeli diagnoza jest słuszna, to leczenie fatalne" - dodał. "Już teraz uczelnie niemedyczne mogą kształcić lekarzy. Wymogi są zminimalizowane. Pytanie, czy dalsze ich łagodzenie jest pożądane i czy idziemy w dobrym kierunku. Konsekwencje obniżania standardów kształcenia lekarzy poniosą przecież pacjenci" - zauważył.
Klimczak negatywnie ocenił też przepisy dotyczące kredytów. "Powiem szczerze, że dawno już nie widziałem takiego potworka legislacyjnego. Obwarowania w celu uzyskania kredytu z możliwością jego umorzenia są zbyt skomplikowane i jest ich zbyt wiele" - wskazywał.
Z kolei Robert Winnicki (Konfederacja) powiedział, że problem z kształceniem lekarzy jest szerszy - systemowy i dotyczy struktury opieki zdrowotnej.
"Po 50 latach wracamy do kształcenia felczerów w Polsce"
"Bez likwidacji systemu NFZ-owskiego, bez likwidacji tego niewydolnego, rachitycznego systemu, który wprowadziła lewica 20 lat temu, po prostu nie uzdrowimy systemu ochrony zdrowia, w tym nie zachęcimy lekarzy, do tego, żeby oni w Polsce pozostawali" - podkreślił.
W ocenie Wojciecha Maksymowicza (Polska 2050) w czasie prac nad projektem "pogwałcono zasady legislacji", bo nie konsultowano go z ciałami do tego uprawnionymi. "Nawet Rządowe Centrum Legislacji nie miało szansy się wypowiedzieć w tej sprawie" - mówił.
Ostro skrytykował pomysł kształcenia medyków na uczelniach zawodowych. "Ja to nazywam fatalnym błędem, a to przecież wielkie osiągniecie. Po 50 latach wracamy do kształcenia felczerów w Polsce" - sarkał.
"Pominięto opiniowanie środowiska akademickiego w tej części dotyczącej organizacji kształcenia medycznego. Uważam, że w dniu inauguracji roku akademickiego dokonano czegoś niebywałego - zamiast szacunku dla środowiska obrażono polskich profesorów medycyny" - mówił.
Minister uspokajał: jakość kształcenia nie jest zagrożona
Wiceminister Zdrowia Sławomir Gadomski uspokajał, że jakość kształcenia nie jest zagrożona, ale należy zastanawiać się nad pewnym uelastycznieniem form nauczania.
"Dzisiaj stanowisko ministra zdrowia jest jednoznaczne - i standard kształcenia, i standard umożliwiający w ogóle rozpoczęcie kształcenia lekarzy pozostanie niezmienny" - zapewnił. Dodał, że wymogi, które dzisiaj są stawiane uczelniom mają być dokładnie takie same jak w przypadku uczelni, które do tego aspirują.
W projekcie przewidziano możliwość uzyskanie pozwolenia na prowadzenie studiów na kierunku lekarskim i lekarsko-dentystycznym dla tych uczelni, które - według stanu na dzień złożenia wniosku o pozwolenie na utworzenie tych studiów - prowadzą studia na co najmniej jednym kierunku przygotowującym do wykonywania zawodu, tj. lekarza, lekarza dentysty, farmaceuty, pielęgniarki, położnej, diagnosty laboratoryjnego, fizjoterapeuty lub ratownika medycznego, oraz mają kategorię naukową w dyscyplinie nauki medyczne lub w dyscyplinie nauki o zdrowiu.
W projekcie zaproponowano "sformułowanie wymogu, zgodnie z którym uczelnia wnioskująca ma już doświadczenie w prowadzeniu kształcenia przygotowującego do wykonywania zawodu medycznego".
Drugim koniecznym warunkiem jest prowadzenie przez uczelnie badań naukowych w dyscyplinie nauki medyczne lub dyscyplinie nauki o zdrowiu. Aby zapewnić stabilność prowadzenia badań, przewidziano, że muszą one być prowadzone przez nauczycieli akademickich zatrudnionych w uczelni jako podstawowym miejscu pracy.
Projekt ustawy określa także zasady wsparcia dla osób odbywających odpłatne studia w języku polskim na kierunku lekarskim z obowiązkiem ich późniejszego odpracowania w publicznej służbie zdrowia. Projekt zakłada również umorzenie kredytu w całości. Będzie to możliwe pod warunkiem spełnienia odpowiednich warunków. Teraz projekt trafi do sejmowych komisji Zdrowia i Edukacji, Nauki i Młodzieży.